Prezydent chwalił się w kampanii, że ma większość w radzie. Dzisiaj zobaczyliśmy, jaka jest krucha

Miało być uroczyście, miało powiać optymizmem. Pierwsza połowa sesji nowej kadencji faktycznie taka była. Potem pojawił się „kwas”. Koalicja mająca większość (13 radnych na 25), czyli Platforma Obywatelska i Wspólnie dla Rybnika nie były w stanie przez trzy głosowania wybrać swojego kandydata – Krzysztofa Szafrańca. Sama uroczystość nie trwała godzinę, ale dwie następne. Dopiero podczas wyłonienia zwycięzcy głosowania okazało się, że patowa sytuacja wynikała tylko z jednego, wstrzymującego się głosu. Po stronie koalicji? Tego typu głosowania są tajne, ale liczby na to wskazują.

Podział głosów był jasny. Krzysztof Kazek (BSR) cały czas mógł liczyć na cztery "szable". Zapewne na niego głosował Blok Samorządowy Rybnik i z dużą dozą prawdopodobieństwa – Lepszy Rybnik, który od początku deklaruje swoją bezpartyjność.

Andrzej Sączek zdobywał po 8 głosów. Tylu właśnie radnych w radzie ma Prawo i Sprawiedliwość. W teorii rządząca koalicja powinna wyłonić Krzysztofa Szafrańca już w pierwszy głosowaniu. Rzecz w tym, że jedna osoba z trzynastki (najprawdopodobniej) wyłamywała się zaznaczając opcję wstrzymania od głosu. To wystarczyło, by kandydatura koalicji nie miała bezwzględnej większości głosów.

Małgorzata Piaskowy (WdR) po trzecim głoswaniu była już zrezygnowana. Mówiła głośno o pacie. Kolejne wstrzymanie się od głosu mogłoby nawet zaważyć na kształcie koalicji. Koniec końców Krzysztof Szafraniec został przewodniczącym rady. Daleki był jednak od zadowolenia, czy satysfakcji. Oznajmił nawet na forum, że musi zastanowić się nad sensem swojej obecności w strukturach rybnickiej PO. Nie ma się co jemu dziwić. Właśnie przekonaliśmy się, jak krucha jest ta koalicyjna większość, a mówimy tutaj wręcz o formalności wyboru przewodniczącego. Co będzie się działo w przypadku strategicznych uchwał lub decyzji, które wywołują sporo kontrowersji wśród mieszkańców Rybnika? Koalicja będzie tak naprawdę drżała o każdy głos, a nawet zabiegała o poparcie bezpartyjnej opozycji. Ta z kolei od dawna nie była w tak komfortowej sytuacji (ku zadowoleniu radnych PiS).

Co dalej? Sporo może się podziać na następnej sesji rady miasta. Wtedy radni będą wybierać wiceprzewodniczących. Dobrym ruchem byłoby zaproszenie opozycji do współpracy i pozostawienie fotelu dla kogoś z ugrupowania PiS, BSR lub LR. Podobny pozytywny efekt niesie obsadzenie stanowisk przewodniczących w komisjach branżowych. To byłby też ukłon dla wyborców. Tu trzeba podkreślić, że na kandydatów PO i WdR oddano 20,7 tys. głosów, a na PiS, BSR i LR – 24,5 tys (dane podane za Gazetą Wyborczą). Chęć współpracy wpisywałaby się też w to, o czym mówił i mówi Andrzej Sączek oraz Piotr Kuczera (po wyborach).

W grę wchodzi też inny scenariusz – przeciągnięcie radnego na swoją stronę. Taki ruch byłby korzystny dla koalicji, która zwiększyłaby dystans w większości głosów. Z drugiej strony BSR i LR mają argumenty, by również zwrócić na siebie uwagę. Biorąc pod uwagę poprzednią kadencję, całkiem możliwe jest też odłączenie się od ugrupowania jednego, dwóch radnych, którzy pozostaliby niezależnymi.

Czy wstrzymanie się od głosu jednego z radnych koalicji było tylko „pstryczkiem w nos”, a może formą niezadowolenia, w jakim kierunku podąża większość i czyje głosy są brane pod uwagę? Pytanie też, co zrobi Krzysztof Szafraniec? Pozostanie w PO, czy wybierze np. WdR, a może będzie radnym niezależnym? W takim wypadku koalicja straciłaby większość. Zapewne poznamy za niedługo ciąg dalszy tych spraw.